Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny
Jak bardzo to potrzebne święta… Choć tak mało chyba rozumiane, przeżywane. Czasem przeżywane w biegu, jak codzienność. Niekiedy pełne przepychu kwiatów i dziesiątek zniczy bez kropli modlitwy, która byłaby wytchnieniem dla zmarłego. Niektórzy z nas nie lubią tych dni, bo zmuszają one do wspomnienia tych, z których odejściem jeszcze do końca nie pogodziliśmy się.
Milczenie jest dobrą postawą wobec kazania, które prawi nam grób. Kiedyś w liturgii pogrzebowej tuż przed złożeniem trumny z ciałem zmarłego do grobu były takie słowa, które wzywały do modlitwy za tego, którego Pan Bóg jako pierwszego spośród tu stojących odwoła do wieczności. I nagle konsternacja, przecież zazwyczaj grupa uczestniczących w pogrzebie to nie tylko ludzie w podeszłym wieku, to często ludzie młodzi. Jednak – kiedy przychodzi ta świadomość, że ja mogę być pierwszy, jakoś trudniej przełknąć ślinę, wziąć kolejny oddech. A jednak oddychamy, żyjemy, śmiejemy się, bawimy, kochamy. Po jakimś czasie przechodzi nam ta listopadowa zaduma. A może warto coś z „tej zadumy” przenieść w codzienność? Nie chodzi o strach, lęk; chodzi o nadzieję. Jutro może być lepsze. Jutro zależy ode mnie. Nawet jeśli ostatnie kilkaset „wczoraj” niezbyt mi wyszło, mogę zacząć od nowa…